Terapia Gersona oczami Pacjenta – Wywiad z Panią Ewą
Ja również jestem osobą wyleczoną metodą Gersona. Po 10 nieskutecznych chemiach, w stanie skrajnego wycieńczenia przystąpiłam do tej terapii (…) Już po pierwszym roku terapii Gersona uzyskałam doskonały wynik PET. Terapię kontynuowałam jednak jeszcze przez następne 2 lata ze względu na wyniszczenie organizmu tak dużą ilością chemii. Od 12 lat jestem zupełnie zdrowa, bez żadnej wznowy
Taki komentarz zostawiła Pani Ewa na moim blogu pod pierwszym wywiadem, który przeprowadziłam na temat terapii Gersona z Vereną Müller.
Komentarz Pani Ewy nie dawał mi spokoju.
Bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej z „pierwszej ręki” o przypadku Pani Ewy. O tym jak wygląda pobyt w klinice Gersona na Węgrzech i jak wygląda terapia kontynuowana w domu. I w końcu o efekcie terapii, która przez jednych uważana jest za „nieprzebadaną”, a przez innych za alternatywę w walce z rakiem (ale nie tylko).
A wszytko po to, by podzielić się z Wami tą bardzo motywującą historią, która na mnie zrobiła mocne wrażenie
Czy można wyleczyć nowotwór inną metodą niż chemio czy radioterapia…?
Dostaję wiele maili od osób, u których zdiagnozowano raka, które szukają alternatywnych metod walki z chorobą. Oczywiście najbogatszym źródłem informacji są książki, które dokładnie opisują każdy krok terapii.
Wiem jednak, jak ważne jest żeby poznać taką terapię bezpośrednio od osoby, która przez nią przeszła. To zupełnie inna wiedza i motywacja.
W tym wywiadzie sama Pani Ewa pokreśliła, jak dużą motywacją dla niej był kontakt z osobami, które dzięki tej terapii są dzisiaj zdrowe i pracują w Instytucie Gersona.
Rozbieżne opinie na temat terapii Gersona
W sieci można spotkać wiele rozbieżnych informacji na temat terapii Gersona. Pani Ewa przyznała, że wielokrotnie chciała opowiedzieć o tym, że przeszła tę terapię i jest żywym dowodem na jej skuteczność.
Niestety w większości przypadku jej komentarze były usuwane…
Mimo, że terapia Gersona stosowana jest od około 100 lat to zarzuca się jej „brak potwierdzonej skuteczności”. Tylko czy chemioterapia, radioterapia czy wycięcie guza daje gwarancję wyzdrowienia z raka?!
Co z osobami, które dzięki terapii Gersona są dzisiaj zdrowe? Nie rozumiem osób, które straszą w sieci terapią Gersona, o której tak naprawdę niewiele wiedzą (lub nic nie wiedzą).
Nie twierdzę, że terapia Gersona jest dla każdego, bo tak nie jest i taką informację można nawet znaleźć na stronie Instytut Gersona. Ale poznałam osoby, które dzięki tej terapii cieszą się pełnym zdrowiem. Jedną z nich jest właśnie Pani Ewa.
Rozmowa z Panią Ewą zrobiła na mnie duże wrażenie i jestem przekonana, że jej historia, pełna ogromnej siły i determinacji odpowie na wiele pytań osób szukających naturalnych metod leczenia. Ale przede wszystkim będzie ogromną motywacją do walki o własne życie i zdrowie.
Zawsze staram się przybliżać Wam tematy, które sama jestem w stanie zweryfikować. Oto wywiad po wielogodzinnych rozmowach na temat skuteczności terapii Gersona, jej plusów i minusów. Oto historia powrotu do zdrowia Pani Ewy.
Terapia Gersona według Pani Ewy, osoby wyleczonej z raka
Pani Ewo, 15 lat temu usłyszała Pani diagnozę chłoniak Hodgkina 3 stopnia. Została Pani skierowana na leczenie chemioterapią. Dlaczego podjęła Pani decyzję o przerwaniu chemioterapii?
Zmusiła mnie do tego sytuacja rodzinna. Sama wychowywałam troje dzieci (najmłodsza córka miała wówczas 4 lata), prowadziłam swój biznes a chemioterapię przechodziłam dramatycznie ciężko. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować.
Po każdej chemii powrót do normalności zajmował mi prawie 2 tygodnie. A więc gdy tylko zaczęłam się czuć lepiej czekała mnie kolejna chemioterapia…Nie miałam włosów, moja skóra była dosłownie żółta jak pomarańcza, miałam wszędzie wysypki na skórze, grzybice. Moja wątroba nie działała. Chemia mnie wykańczała! Zdecydowałam o rezygnacji z chemioterapii, mimo, że nie wiedziałam jeszcze jak się dalej leczyć.
Rozumiem jednak, że nie poddała się Pani?
Nie, nie mogłam się poddać!
Badanie PET jasno pokazywało, że rak jest aktywny, komórki rakowe się namnażają i atakują węzły chłonne. Wiedziałam jednak, że chemioterapia nie jest dla mnie. Mój organizm był po prostu wyniszczony, a ja wyczerpana fizycznie.
A pomijając efekty uboczne czy badania potwierdzały, że chemioterapia była skuteczna w niszczeniu komórek rakowych?
Pamiętam, że po pierwszych 2 sesjach chemioterapii stwierdzono, że jest lepiej, choroba się cofnęła. Jaka byłam szczęśliwa!!!
Moje szczęście nie trwało jednak długo. Krótko potem pojawiła się gorączka, poty…i okazało się że choroba wróciła. Stosowanie chemioterapii to moim zdaniem zaleczanie choroby, a jednocześnie osłabianie organizmu. To skazywanie pacjenta na ciągły niepokój, a wielu przypadkach na kolejną sesję chemioterapii. Nigdy nie wiadomo, kiedy rak powróci.
W moim przypadku chemioterapia się nie sprawdziła. Czułam, że mnie „zabija”. Dlatego instynktownie postanowiłam od niej uciec.
A jak zareagował lekarz prowadzący na Pani decyzję o przerwaniu chemioterapii?
„No cóż. Każdy ma wolną wolę, ale może to się skończyć tragicznie”, podsumował moją decyzję prowadzący mnie lekarz onkolog.
Mimo to po 10-tej sesji chemioterapii zrezygnowałam. Postanowiłam wrócić do domu, uspokoić się, zebrać siły. I tak się stało. Niemal natychmiast poczułam się lepiej, świat znowu nabrał jakby barw.
Czy przed terapią Gersona próbowała Pani innych terapii?
Podczas chemioterapii regularnie chodziłam na wizyty do Pani Danusi Stopińskiej (psychoonkolog), która bardzo pomogła mi psychicznie stanąć na nogi. To właśnie ona pewnego dnia dała mi wizytówkę homeopaty dr Piotra Pałagina i powiedziała „Idź do niego, on Ci pomoże”.
I pomógł?
To był pierwszy człowiek, który mi od razu powiedział „Rzuć chemię, nigdy więcej jej nie dotykaj”. Skierował mnie do apteki, w której na bazie mojej krwi przygotowano mi lek homeopatyczny, małą fiolkę z „cukrowymi” kuleczkami. A zalecenie dr. Pałagina brzmiało: „Bierz jedną kuleczkę dziennie”. Z chemioterapii przeszłam więc na malutkie, cukrowe kuleczki. Co za zmiana!!
Dzięki tej terapii (która trwała około 4-5 m-cy) zatrzymał się spadek czerwonych ciałek krwi. To był znak, że w moim organizmie dzieje się coś pozytywnego.
Co było dalej? Jak dowiedziała się Pani o terapii Gersona?
Pewnego dnia mój przyjaciel powiedział mi „Czytałem kiedyś książkę w języku angielskim, o tym jak dr Gerson leczył pacjentów z raka sokami z marchewki” (wtedy jeszcze nie było książki na temat terapii Gersona w języku polskim).
Zaintrygowało mnie to i zaczęłam szukać wszelkich informacji w internecie na temat dr Gersona i jego terapii. Nie było tego wiele, bo terapia Gersona nie jest akceptowana przez środowisko lekarskie w USA. Pewnie dlatego to w Meksyku powstała pierwsza klinika, w której można było przeprowadzać terapię Gersona.
Czułam, że muszę tej terapii spróbować. Ale Meksyk ?! Nigdy nie odważyłabym się wyjechać tak daleko. Byłam wówczas zbyt słaba, zbyt wyczerpana fizycznie, by wybrać się w tak daleką podróż.
Los mi jednak sprzyjał. Jakiś czas później szperając w internecie natknęłam się na informację, że została otwarta druga klinika Gersona i to w Europie, na Węgrzech. Wiedziałam, że to nie przypadek! Zdawałam sobie sprawę, że nie ma 100% skutecznych terapii. Jednak wszystko mi mówiło, że muszę spróbować terapii Gersona.
Czy wiedziała Pani, że terapia Gersona będzie aż tak wymagająca?
Nie zastanawiam się nad tym. Miałam małe dzieci i wiedziałam, że muszę się trzymać terapii w 100% i wyzdrowieć. To kwestia motywacji. Motywacją była dla mnie przede wszystkim moja mała córeczka.
Jak zareagowała Pani rodzina na decyzję o terapii Gersona?
15 lat temu dostęp do informacji był zupełnie inny, inna świadomość. Każdy komu opowiadałam o terapii stukał się w głowę.
A moi rodzice się na mnie obrazili, byli największymi wrogami tej terapii. Chociaż pomagali mi jak mogli w opiece nad dziećmi i prowadzeniu domu to byli przekonani, że tylko chemia może mnie wyleczyć. Ich zdaniem terapia Gersona była największym błędem mojego życia.
Ja nie zważałam jednak na nic. Trzymałam się diety, bo wiedziałam, że idę dobrą drogą dla siebie.
Terapia Gersona to nie tylko bardzo wymagająca terapia, ale też ogromny koszt…
Tak to prawda. Ktoś, kto z boku na to patrzy, może myśleć że byłam w lepszej sytuacji bo było mnie na to stać. Ale ja musiałam sprzedać wszystko co miałam, swoje własne mieszkanie, by mieć środki na terapię.
Dzisiaj mogę powiedzieć „Dzięki Bogu miałam co sprzedać!”.
Wtedy nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. Nie znałam języka angielskiego, więc aby móc się porozumieć w instytucie Gersona zabrałam ze sobą córkę mojej przyjaciółki, która była moim tłumaczem. Podjęłam decyzję i działałam. To było dla mnie jak objawienie.
Czy pamięta Pani swój pierwszy dzień pobytu w Instytucie Gersona?
Tak, zaraz po zakwaterowaniu zeszliśmy na dół i każdy z nas został przebadany, każdy pod kątem swojej choroby i jej zaawansowania. A tak naprawdę pod kątem swojego raka, bo każdy kto ze mną był miał raka. Ciśnienie, temperatura, analiza wszelkich danych etc.
Od razu dostaliśmy pierwszy sok, pierwszy posiłek. Ten widok pamiętam do dziś.
Posiłki były tak kolorowe, tak smaczne, chociaż niestety bez soli… Solniczka stała na stole, ale była dla osób towarzyszących (każdy, kto był na terapii był z osobą towarzyszącą).
Jak wspomina Pani pobyt w Instytucie Gersona?
Pobyt wspominam wspaniale! Pierwszy raz od długiego czasu zaczęłam odpoczywać psychicznie. Przestałam się martwić. Wiedziałam, że chcę to kontynuować.
W klinice wszystko było łatwe.
Lekarze zawsze chętni do rozmowy. Każde zapytanie miało swoją odpowiedź.
Wszystko było perfekcyjnie zorganizowane. Panie przygotowujące posiłki, wyciskające soki i przygotowujące wywar z kawy do lewatyw były na mrugnięcie okiem.
I tu muszę powiedzieć, że wszyscy w instytucie – pielęgniarki, lekarze codziennie wspierali, codziennie motywowali nas jak zawodników na ringu!
Co drugi dzień przychodziły osoby wyleczone terapią Gersona, uśmiechnięte, radosne, cieszące się swoim powrotem do zdrowia. W moim turnusie brała udział Beata Bishoph, bliska przyjaciółka córki dr Gersona i współautorka książki „Metoda Doktora Gersona”. Pani Beata przychodziła do nas codziennie, pytała jak się czuje, podtrzymywała na duchu.
Mój pobyt w Instytucie Gersona na Węgrzech trwał 2 tygodnie. Nauczyłam się tam całej terapii, a z moim lekarzem prowadzącym Dr Melanią Nagy (to również osoba wyleczona z raka dzięki terapii Gersona) byłam w częstym kontakcie przez 3 lata, aż do ukończenia terapii.
Jak wyglądał dzień w Instytucie Gersona?
Cały cykl leczenia był codziennie niezmienny, czyli 13 soków dziennie + 5 lewatyw. To był szok na początku dla mnie! To było wszystko takie nowe.
Ja nigdy wcześniej nie robiłam lewatywy!!! Po kilku dniach każdy z nas doceniał dobroczynne działanie lewatywy i to jaką ulgę dawała wątrobie. To się odczuwało niemal natychmiast. Pamiętam, że cierpiałam na niesamowity świąd całego ciała, po lewatywie w ciągu 2-3 minut wszelki ból mijał, samopoczucie jest od razu lepsze. Lewatywa miała zbawienny wpływ na samopoczucie.
Bez lewatywy ta terapia nie istnieje! Wypijanie 13 soków dziennie wypiera toksyny do wątroby i bez lewatywy wątroba nie dałaby rady. Proszę sobie wyobrazić przez 3 lata 5 razy dziennie lewatywa + 13 soków. Po tym czasie mogę śmiało powiedzieć, że odmłodziłam swój organizm o 10 lat. Całkowicie pozbyłam się siwych włosów (chociaż miałam już dużo). To terapia pod każdym względem regenerująca. To oczywiście również ogromne poświęcenie.
Codziennie mieliśmy 2 razy dziennie wykłady (w języku angielskim). Uczono nas też jak robić zastrzyki. Jak radzić sobie z bólem. Jak robić sobie kataplazmy z glinki kaolinowej. Jak ozonować wodę. Każda osoba miała rożne dolegliwości i w inny sposób musiała sobie radzić z nimi. Ja akurat musiałam sobie radzić ze świądem skóry, innego bólu nie miałam.
Czy pamięta Pani inne osoby, które z Panią wówczas były na turnusie?
Razem ze mną było 15 osób z różnych części świata. Większość osób w moim wieku (około 40-50 lat), chociaż były też znacznie młodsze.
Wszyscy byliśmy dla siebie bardzo serdeczni i mili. Mimo, że chorzy to uśmiechnięci i radośni. Pamiętam, jak już po kilku dniach mijając się na korytarzu i wskazując na termos ciepłej kawy do lewatywy żartowaliśmy „Better then sex”.
Atmosfera w klinice była niesamowicie pozytywna, to przeciwieństwo do tego co przeżyłam podczas zabiegów chemioterapii. W Instytucie Gersona organizm zaczyna czuć, że dostaje coś dobrego.
A jak wygląda samo zakwaterowanie?
Nie wiem jak to teraz wygląda, bo mój pobyt był dopiero drugim turnusem w nowootwartym instytucie na Węgrzech. Każdy z nas miał skromny, czyściutki pokój z własną łazienką. Bez luksusów. To były bardzo domowe warunki. Trochę tak jakbym przyjechała do babci do Zakopanego :)
Instytut Gersona w niczym nie przypomina szpitala. To uzdrowisko, sanatorium położone w malowniczym Dobogoko. To przepiękne miejsce w górach porośniętych lasem, oddalone ok. 30 km od Budapesztu. Ale jakim lasem! Takich ogromnych drzew nie widziałam w życiu!
A kiedy pojawił się pierwszy kryzys …?
Pierwsze dni terapii były bardzo pozytywne. Organizm łaknie składników, których sobie w standardowej diecie nie dostarczał. Po kilku dniach oczywiście zaczyna się to zmieniać, dieta zaczyna się nudzić i przychodzi ochota na coś innego. Pojawia się kryzys….
Mniej więcej w 3 dniu pobytu zaczęłam odczuwać pierwsze skutki pojawienia się toksyn w moim krwioobiegu. Przyszło zmęczenie. Wtedy samopoczucie spada dramatycznie i człowiek chce się wycofać. I wtedy motywacja ze strony lekarza prowadzącego ratowała sytuację.
Nigdy nie zapomnę słów dr Melanii Nagy „Ewa, bądź wdzięczna że możesz robić terapię Gersona, nie każdy może stosować terapię Gersona”.
To mi pomagało wytrzymać w kryzysach, które się co jakiś czas pojawiały.
Podczas takich kryzysów zalecano mi wówczas większą ilość lewatyw do nawet 7 razy dziennie. Gdy kontynuowałam terapię w domu to w momentach takich silnych kryzysów ozdrowieńczych robiłam nawet co 2 h lewatywę! Czasami taki silny kryzys z wysoką gorączką, złym samopoczuciem trwał 1-2 dni. Miałam kilka takich kryzysów i chce pokreślić, że zawsze mogłam liczyć na wsparcie lekarza prowadzącego z Instytutu Gersona.
A co z suplementami?
Wątroba chorego człowieka przepuszcza wszystkie zanieczyszczenia. Więc całe leczenie to walka przede wszystkim o wątrobę. To kluczowy organ. Trzeba odtworzyć trawienie, nabrać ciała. Wszyscy byliśmy tam tacy chudzi…
Szybkie chudnięcie to pierwszy symptom. Sama schudłam nagle 7 kilogramów i to był mocny sygnał, że coś dzieje się niepokojącego. Trzeba więc odbudować organizm a do tego są potrzebne składniki odżywcze z jedzenia.
U osoby chorej na raka wątroba nie działa, hormony nie działają, nic nie działa tak jak trzeba!
Więc, a to nie można czegoś strawić, a to nie ma enzymów trawiennych etc. Dostawaliśmy więc bardzo dużo suplementów diety i na bieżąco wszystko było dostosowywane. Muszę przyznać, że ta terapia jest tak dopracowana do perfekcji, żeby prowadzić do wyleczenia człowieka. Tu nic nie jest przypadkowe! Ktoś mógłby powiedzieć „Pij soki i rób lewatywy”. Ale to tak nie działa! Tu każdy element jest ważny. Nie może być np. mniej soków.
Jednym słowem, potrzebna jest pełna dyscyplina?
Tak, terapia Gersona to specyficzna terapia, która stanowi pewną całość. Nie będzie działać bez suplementów, bez lewatywy czy soków. Bez izolacji od chemikaliów też nie działa!
Terapia Gersona polega na przygotowywaniu posiłków na bazie organicznych składników, które muszą być w 100% czyste. Bez żadnej chemii, bez pestycydów. To dotyczy nie tylko produktów żywieniowych. Ale też np. woda, która powinna być wolna od fluoru, chloru etc. Nie wolno więc stosować kosmetyków, farb do włosów, pasty z fluorem, malować ścian czy kupować nowe dywany. Ale warto trzymać się wszystkich zasad w 100%!
Polecam książkę na temat terapii Gersona, tam jest wszystko dokładnie opisane. Jak zrobić lewatywę, co jeść a czego nie, co jest dozwolone a co nie. Pełne kompendium wiedzy. Z tą książką można jechać na bezludną wyspę i zrobić terapię Gersona :)
Po jakim czasie okazało się, że jest Pani na dobrej drodze do wyzdrowienia?
Po pierwszym roku stosowania z pełnym oddaniem terapii Gersona moje badanie PET wyszło idealne. BYŁAM ZDROWA!!!
Mój organizm wrócił do zdrowia. Ale to nie był koniec terapii. Niemal od razu usłyszałam od dr Melanii „Musisz kontynuować terapię, nie zaprzepaść tego. Przeszłaś chemioterapię, nie wiemy w jakim stanie jest jest wątroba. Choroba może wrócić. I tak mnie dopingowała przez łącznie 3 lata.
Jakiś czas temu przeprowadzałam wywiąż z Vereną Müller, u której pierwszym etapem była operacja usunięcia guza piersi, a drugim 2-letnia terapia Gersona. W Pani przypadku jednak było to aż 10 zabiegów chemioterapii. Mimo, że to udało się Pani dostać na terapię do Instytutu Gersona?
Tak, ale chyba w tym dużo mojej zasługi i dr Pałagina. Przed terapią Gersona wielokrotnie oczyszczałam organizm. Najpierw z pasożytów (wg Hudy Clark), potem przeprowadzałam oczyszczanie wątroby wg dr. Małachowa (łącznie 7 razy). Może to mnie uratowało. I dzięki Bogu przyjęli mnie. A już po pierwszym roku terapii wyniki PET były doskonałe. Przez chemioterapię moja terapia Gersona musiała trwać dłużej, bo aż 3 lata.
Chemioterapia ogólnie jest przeciwskazaniem do terapii Gersona, ale mimo to mi się udało ją przeprowadzić. Organizm chory na raka i tak jest osłabiony, a chemia dodatkowo sieje spustoszenie, więc organizm trzeba odbudować na nowo. Można powiedzieć że na terapię Gersona trafiają najtrudniejsi pacjenci. Gerson natomiast nie mówi nie operacjom, jeśli to jest możliwe. Można sobie tylko wyobrazić jaki to jest wysiłek dla organizmu, żeby robić tkankę guza i wyprowadzić ją na zewnątrz….
Twarda sztuka z Pani! Nie każdy dałby radę…
Bardzo wiele osób daje radę. To jest walka o przeżycie, więc motywacja jest ekstremalnie silna. Zupełnie inaczej jest, jeśli ktoś podejmuje się terapii Gersona bo chce np. schudnąć czy oczyścić organizm. Terapia Gersona jest przecież również dla zdrowych osób. Nie trzeba mieć raka, żeby z niej skorzystać.
Terapia Gersona jest wyjątkowo wymagająca. Jak dawała sobie Pani radę po powrocie do domu?
Już przed wyjazdem do Instytutu Gersona kupiłam dużą dodatkową lodówkę na warzywa. Z mamą testowałyśmy też wcześniej przepisy.
To bardzo ważne, żeby być przygotowanym, żeby nie mieć pokus. Na to nas bardzo uczulano w instytucie Gersona. Nawet wracając z Instytutu Gersona do domu dostałam na drogę „gotowane kartofelki”, żebym nie sięgnęła po coś co jest niedozwolone i zatrzyma proces oczyszczania.
Czy ktoś Panią wspierał w terapii? Czy da się przeprowadzić terapię Gersona bez żadnego wsparcia przez tak długi czas?
Tak, warto mieć taką osobę, która pomoże wszystko przygotować. Ja miałam już umówioną Panią do pomocy. Trudno być chorym i prowadzić terapię Gersona w domu. Chociaż wiem, że są takie osoby, które dają radę bez dodatkowej pomocy.
Ja miałam codziennie przygotowywane posiłki i soki. Bez pomocy dodatkowej osoby nie poradziłabym sobie z terapią, prowadzeniem domu i opieką nad dziećmi.
A skąd brała Pani tak duże ilości organicznych warzyw i owoców? 15 lat temu to musiało być ogromne wyzwanie…?
W terapii Gersona potrzebna jest naprawdę bardzo duża ilość warzyw ekologicznych. Proszę mi wierzyć 15 lat temu nie było to łatwe… Jedynym moim źródłem organicznej żywności był mały drewniany kiosk ze zdrową żywnością Pani Lidii.
Pani Lidia sprowadzała dla mnie każdego tygodnia paletę ekologicznych warzyw i owoców z giełdy z Berlina….
Dzisiaj jest to nie do wyobrażenia. Teraz wszystko można bez problemu kupić z dostawą pod same drzwi.
Wszystkie pokarmy w diecie Gersona muszą być w 100% „czyste”, bo mają za zadanie oczyścić organizm, żeby wszystko wreszcie wszystko zaczęło działać jak trzeba. I przyszedł taki moment i mój organizm się obudził i sam zaczął zwalczać komórki rakowe.
A to „obudzenie organizmu” było po roku czy wcześniej?
Od razu przypomniały mi się słowa Beaty Bishoph…(tu śmiech) „Obudzenie się organizmu jest jak obudzenie żołnierza z naładowanym karabinem. Budzi się zdezorientowany i strzela nie wiedząc w którą stronę”.
Można powiedzieć, że to obudzenie organizmu to jest proces. Coś się odpali, coś się uśpi. Dlatego też moja lekarz prowadząca dr Melania nie pozwoliła mi przez 3 lata zaprzestać terapii, mimo że już po roku badanie PET wyszło idealnie.
Muszę przyznać, że terapia Gersona jest trudna i męcząca. Co miesiąc musiałam wysyłać kompleksowe badania krwi, moczu, regularnie robić i raportować pomiary ciśnienia, temperatury, wypełniać tabelki ze szczegółowymi informacjami dot. samopoczucia i przesyłać do Instytutu Gersona. Po tygodniu dostawałam dokładne wytyczne od dr Melanii co zmienić, co dodać etc. To długi proces.
3 lata terapii to naprawdę bardzo długo… Co było dla Pani najtrudniejsze w tej terapii? Czy zdarzały się Pani odstępstwa od terapii?
Zero odstępstw, przez pełne 3 lata! Każde odstępstwo to zatrzymanie całego procesu leczenia. Nie wolno i nie warto zatrzymywać procesu oczyszczania! Terapię Gersona trzeba traktować bardzo poważnie, dokładnie tak jak chemioterapię. Czy była to dla mnie trudna terapia? Nie! Dla mnie trudna była chemioterapia.
A w terapii Gersona chyba najbardziej dokuczał mi brak soli. Trwałam jednak przy terapii doskonale wiedząc, że a mnie to jedyna droga do pełnego wyzdrowienia. Wiedziałam, że muszę żyć!
Koszt pobytu w klinice jest bardzo wysoki i zapewne dla wielu osób będzie to duże ograniczenie. Co poradziłaby Pani takim osobom?
Być może w niektórych przypadkach można skrócić pobyt w klinice, w zależności od indywidualnej sytuacji. O to zawsze warto zapytać bezpośrednio w Instytucie Gersona. Pamiętam, że podczas mojego pobytu w klinice odbywały się takie jedno-dwudniowe wizyty w Instytucie Gersona.
Pamiętam, jak przyjechała para z Polski dosłownie na jeden dzień. Uczestniczyli w jednym pełnym dniu terapii, żeby nauczyć się wszystkiego co ważne. Ja miałam przywilej być tam pełne 2 tygodnie.
Czy Pani zdaniem terapię Gersona można zacząć samemu w domu, bez pobytu w klinice?
Trudno mi powiedzieć, bo nie próbowałam. Ale dobrze byłby jednak być prowadzonym przez lekarza, żeby byłoby mieć kontakt raz miesiącu z lekarzem prowadzącym. Nie pamiętam dokładnie, ale był to wtedy koszt około 70$ za jedną konsultację. Plus oczywiście koszt wykonywania regularnych badań.
Jak wygląda Pani dieta teraz, gdy jest Pani całkowicie zdrowa?
W tej chwili to normalna, standardowa dieta. Tylko pilnuję tego, by była w miarę możliwości organiczna. Co dzisiaj jest znacznie łatwiejsze niż 15 lat temu :)
Jaką radę dałaby Pani osobie, która właśnie dowiedziała się, że ma raka. Od czego powinna zacząć?
Terapia Gersona daje radę z ogromnym spectrum chorób onkologicznych, ale nie ze wszystkimi. W klinice na Węgrzech po przedstawieniu badań i dokumentów szpitalnych można to skonsultować. Potrzebna jest więc dokładna diagnoza i przetłumaczone na język angielski badania. To pierwszy krok, który trzeba zrobić.
Jeśli masz raka to nie oczekuj, że lekarz onkolog przepisze Ci terapię Gersona, bo zdaniem lekarzy jest „niepotwierdzona naukowo” metoda. Jest też wielu młodych wykształconych dietetyków, którzy bardzo krytycznie przedstawiają w sieci terapię Gersona, pisząc o jej szkodliwości, chociaż pewnie nie mieli z nią styczności, a wiedzę czerpią z sieci powielając ją z innych stron
Próbowałam na kilku takich stronach zostawić krótki komentarz, że jestem przykładem osoby wyleczonej terapią Gersona, ale komentarze były niemal natychmiast kasowane….
Moim zdaniem nasza standardowa medycyna jest bardzo skuteczna w przypadku ratowania życie. Natomiast w przypadku chorób przewlekłych jak rak leczenie jest mało skuteczne. Ale każdy ma dostęp do informacji i dokonuje własnego wyboru. Nie ma idealnej drogi dla każdego. Nie chcę nikogo przekonywać do tej terapii, chciałabym jedynie dać świadectwo mojego wyzdrowienia metodą Gersona i opis postępowania z punktu widzenia pacjenta.
Czy po całkowitym wyzdrowieniu spotkała się Pani z onkologiem, który zlecił Pani chemioterapię?
Tak, to bardzo miłe spotkanie. Wzięłam ze sobą 3 badania PET, które udowadniały, że jestem w pełni zdrowym człowiekiem.
Opowiedziałam lekarzowi o przeprowadzonej terapii Gersona i usłyszałam: „Bardzo Pani dziękuję. Teraz będę mógł z czystym sumieniem odpowiedzieć na pytania innych pacjentów, czy jest inna metoda walki z rakiem. Ale czy mogłaby by Pani dla mnie zrobić jeszcze jedno badanie PET?”
Zgodziłam się na dodatkowe badanie, które oczywiście badanie wypadło idealnie.
Czy ja dam radę..? Zapewne takie pytanie zadaje sobie każda osoba, która zastanawia się nad terapią Gersona. Co by Pani takiej osobie powiedziała?
Hmm. Dzisiaj sama zastanawiam się nad tym skąd ja wzięłam na to wszystko siłę? Nie znałam języka angielskiego, musiałam sprzedać wszystko co miałam, żeby mieć środki na terapię.
Byłam bardzo osłabiona chemioterapią i ciężko chora, sama z trójką dzieci. Jak udało mi się zorganizować dostawy ekologicznych warzyw w Polsce, gdzie 15 lat temu nie było żadnego dystrybutora, a prywatni rolnicy nie mieli pełnego, potrzebnego mi asortymentu?
A jednak wszystko okazało się możliwe! To wszystko to był cud, po prostu cud!
Takich „cudów”, ale przede wszystkim takiej siły i determinacji życzę wszystkim! Pani Ewo bardzo dziękuję, że zgodziła się Pani podzielić z nami niezwykle motywującą historią.
Więcej informacji na temat terapii znajdziecie na stronie Instytutu Gersona na Węgrzech: https://gerson.org/gerson-health-centre-europe. Zapytania do kliniki można kierować na adres: info@gerson.org
Jeśli masz jakieś doświadczenia z terapią Gersona koniecznie zostaw komentarz.